Sesja w tropikach

M&M’sy – tak mówią o Nich przyjaciele, zdecydowali się najpierw na sesję narzeczeńską, którą zrobiliśmy w gliwickiej Palmiarni. Piękne miejsce, gdzie po przekroczeniu progu można odnieść wrażenie, że znajdujemy się w zupełnie innej, egzotycznej części świata. Każda sesja narzeczeńska, to okazja by się nieco lepiej poznać, ale z punktu widzenia przyszłej pary młodej, swego rodzaju test dla fotografa, którego zdecydowali się wybrać do uwiecznienia ślubu. Najwyraźniej go zdałem.

Mimo pandemii

Termin ślubu Martyny i Maćka wypadł w czasie, gdy obostrzenia pandemiczne uniemożliwiały zorganizowanie wielkiego wesela. Zamiast więc przełożyć termin, zdecydowali że skoro czekali na ten dzień jednak tak długo, to „tak” musi paść. Ba, może paść dwa razy, a najważniejszy dzień w życiu można rozłożyć na dwa razy! Był więc najpierw piękny ślub cywilny. Najbliższa rodzina, najważniejsi znajomi i przyjaciele towarzyszyli Im w ten piękny słoneczny dzień.

 Akt trzeci

I najważniejszy. Bo kilka miesięcy po ślubie cywilnym, już jako małżonkowie w ujęciu prawnym, Martyna z Maćkiem przysięgli sobie wieczną miłość także przed ołtarzem. Paradoksalnie ten wyjątkowy dzień wypadł chwilę po tym czasie w jakim możliwość organizowania wesel była właściwie całkowicie zakazana. Z oddechem ulgi, w nieco skromniejszym niż by chcieli składzie i przy z konieczności mniejszej „pompie”, ale z cudownymi uśmiechami na twarzach, ugościli zebranych w zawsze świetnie przygotowanej restauracji Casamento.

 

Wenecja

Wielu pewnie zaskoczę, ale nie była to opcja pierwszego wyboru na sesję poślubną. Martyna i Maciek mają silne i nader przyjemne wspomnienia z innym, mniej znanym włoskim miastem, ale nie zdradzę tu wszystkich tajemnic. Pewnie będą tam jeszcze nie raz wracać. Wenecję, gdzie ostatecznie pojechaliśmy, też jednak znali. Z resztą o słynnym mieście na wodzie słyszał chyba każdy. To jedno z takich miejsc, gdzie można z pozornie przyjąć, że jest tak pięknie, że zdjęcia robią się same. Wiadomo, że nie do końca tak jest, dlatego czułem sporą odpowiedzialność, by sesja oddała prócz najważniejszego, czyli relacji naszych bohaterów, także wenecki nastrój. Zaplanowaliśmy sesję od wschodu słońca, ale jako że przyjechaliśmy dzień wcześniej, to była okazja nieco z miastem, jego cudownymi kanałami, mostkami, kawiarenkami i ogólnie pojętym klimatem zapoznać. Oczywiście była to także okazja do zrobienia skromnej sesji w „cywilu”. Przez zupełny przypadek znaleźliśmy też miejsce jednej ze scen filmu Casino Royale, czyli przygód agenta 007, gdzie James Bond śledził swoją ukochaną Vesper.

Wschód jest nasz

Mogę zaryzykować takie określenie, bo choć Wenecja to jedno z tych miast, gdzie każdego dnia są tłumy, to przed wschodem słońca, bardziej słychać kolebiące się na wodzie gondole, niż gwar wąskich alejek. Sesję zaczęliśmy kilka minut przed tym jak nad bulwarami Riva dei Sette Martiri pokazało się słońce, a miejscem startu była bezpośrednia okolica słynnego siedemnastowiecznego kościoła Santa Maria del Salute, więc tuż przy początku wielkiego weneckiego kanału. Na naszej drodze znalazły się najważniejsze i najpiękniejsze miejsca w Wenecji, jak mosty Ponte dell’Accademia czy Ponte Rialto, czy oczywiście Plac Świętego Marka. Swoją drogą, to choć poranek był już coraz bardziej rozbudzony, to tutaj nadal nie mieliśmy tłumów. Mieliśmy za to cudowne słońce. Skrzętnie korzystaliśmy z uroków tysięcy wąskich uliczek, setek mostków, mnóstwa zaułków z witrynami, z których spoglądają bardzo często kolorowe maski – symbol Wenecji.

 

 

Zobacz więcej pięknych zdjęć Martyny i Maćka